Data publikacji: 2014-10-21
23-24 października 2014 r. zbiera się w Brukseli Rada Europejska, aby zaakceptować pakiet klimatyczny UE na lata 2020- 2030 r. O tym, jak ważne decyzje zapadną w trakcie tego szczytu przekonuje Janusz Luks, dyrektor zarządzający Central Europe Energy Partners.
Janusz Luks, Central Europe Energy Partners: Przed nami okres trudny politycznie, zarówno pod kątem globalnych wyzwań geopolitycznych, jak i konstytuowania się nowej Komisji Europejskiej. UE niewątpliwie miała wiele sukcesów w ciągu ostatnich pięciu lat, ale niestety nie rozwiązano szeregu problemów, które nowa KE otrzyma w spadku. Do najważniejszych z nich należy zaliczyć bardzo wysoki poziom bezrobocia, w szczególności wśród młodzieży; fiasko polityki reindustrializacji; obniżenie konkurencyjności UE w stosunku do pozostałych uprzemysłowionych państw świata; zwiększenie uzależnienia od importu nośników energii; perturbacje finansowe w wielu krajach UE.
Wszystko to dzieje się na tle stagnacji polityki konwergencji, gdyż PKB na głowę mieszkańca, który jeszcze kilka lat temu był trzykrotnie wyższy w państwach UE-15 w stosunku do państw Europy Centralnej (UE - 11), nadal pozostaje trzykrotnie wyższy zamiast się zmniejszać.
Problemem jest, w jaki sposób zapobiec wzrostowi cen energii, która w innych regionach świata jest dwukrotnie niższa niż w UE. Są to sprawy priorytetowe, którymi w pierwszej kolejności powinny zając się najwyższe gremia europejskie. Tak się niestety nie dzieje. Pomimo braku formalnego rozpoczęcia prac przez nową Komisję Europejską, Rada Europejska zajmie się 23-24 października sprawą drugorzędną, czyli celami klimatycznymi i narzędziami obniżania emisji CO2. Czemu tak uważam? W sprawach polityki klimatycznej i osiąganych pozytywnych rezultatów, to UE jest liderem globu. Wskaźnik emisji w tonach CO2 na głowę mieszkańca jest w UE najniższy, w porównaniu do najbardziej uprzemysłowionych państw świata. Wystarczy powiedzieć, że po przeanalizowaniu programów ograniczania emisji uprzemysłowionych krajów pozaunijnych do 2020 r. oraz 2030 r., można dojść do wniosku, że gdyby emisja CO2 nie spadała w UE i utrzymywałaby się na dotychczasowym poziomie, to UE w 2030 r. i tak miałaby niższy poziom emisji, niż większość krajów spoza UE. Wspólnota wyprzedza te kraje o 15 lat. Należałoby jednak przedyskutować, czy takie tempo nie jest szkodliwe dla samej UE i czy wymienione przeze mnie problemy nie wynikają po części z polityki klimatycznej UE?
Warto w tym kontekście podkreślić, że w zasadzie cele pakietu klimatycznego obowiązującego w UE do 2020 r. zostaną zrealizowane. Aby mieć kontrolę nad obniżaniem emisji kilka lat temu opracowano specjalne narzędzie w postaci Systemu Handlu Emisjami (ETS).
W tym skomplikowanym systemie źródła emisji podzielono na dwie grupy: emisje przemysłowe (objęte ETS) i nieprzemysłowe (nie objęte ETS). Wszystkie kraje negocjowały z UE dozwolony poziom emisji, przy czym poziom ten ulega obniżeniu o 1,74% rocznie do 2020 r. Zakłady przemysłowe, które nie zmieszczą się w swoich corocznie malejących limitach muszą zakupywać brakujące im ilości na specjalnych giełdach. Te, które mają nadwyżki mogą je na tych giełdach sprzedawać. Utworzono zatem poważny przemysł giełdowy dla realizacji zamierzeń ETS. Założono, że cena za jedną tonę CO2 winna wynieść 40 – 60 euro, co miało przyczynić się do szybkiego rozwoju OZE. Liczono też, że system zostanie zaakceptowany przez kraje pozaunijne. Mimo upływu lat nie powstał jednak globalny system handlu emisjami oparty na wzorcu UE. Poszczególne państwa wstrzymują się natomiast z wprowadzeniem takich rozwiązań, jako potencjalnie szkodliwych dla ich rozwoju gospodarczego.
W samej UE okazało się, że postęp technologiczny był tak szybki, że zamiast zakładanej ceny 40-60 euro za certyfikat, cena na giełdzie kształtowała się na poziomie 4-6 euro i to pomimo ingerencji UE i zdjęcia z rynku prawie 1 mln ton tzw. uprawnień do emisji CO2 (backloading).
OZE rozwijają się dynamicznie w całej UE. Przykładowo, w ciągu ostatnich dwóch lat Polska była na trzecim miejscu za Niemcami i Wielką Brytanią, jeżeli chodzi o tempo rozbudowy OZE. Można zaryzykować stwierdzenie, że bez ETS UE i tak zrealizowałaby założenia polityki klimatycznej do 2020 r.
Zaobserwowano ucieczkę wielu przemysłów z UE do krajów, gdzie nie ma takich obostrzeń jak w Europie. Uciekający przemysł nie zmniejszył jednak światowych emisji CO2, a jedynie przesunął je do innych obszarów świata. To przesunięcie emisji nazwano „wyciekiem węgla” (carbon leakage). Aby przynajmniej częściowo temu zapobiec utworzono listę „carbon leakage,” na której znalazły się przedsiębiorstwa z sektorów energochłonnych, m.in. z przemysłu chemicznego. Niestety nie wiadomo jakie będą losy tej listy po 2015 r. W każdym bądź razie, mimo utworzenia listy derogacyjnej, wykluczającej spod reżimu ETS, średnia emisja CO2 w UE nadal spada. To również przemawia, jeżeli nie za zniesieniem, to za zreformowaniem systemu ETS.
Bardzo ważna dla globalnego bilansu emisji CO2 jest tzw. emisja konsumpcyjna. Szereg krajów importuje produkty spoza UE, i w ten sposób emisja powstaje u producenta, który działa poza UE. Oczywiście w bilansie światowym emisji CO2 w ten sposób nie ubywa, jednak jest jej mniej w UE. Jeśli włączyć do bilansu emisję konsumpcyjną, to okazuje się, że np. Francja czy Wielka Brytania przysparzają więcej CO2 światu, licząc w tonach na głowę mieszkańca niż wiele krajów UE, w tym Polska. Francja broni się wprawdzie elektrowniami atomowymi, ale w skali globalnej to nie wystarcza.
Nowa perspektywa klimatyczna na lata 2020-2030 zaostrza wszelkie wymogi ETS, bo wciąż zmierza do podwyższenia ceny za 1 tonę CO2. Komu to jest potrzebne? Na pewno całemu przemysłowi stojącemu za handlem CO2 i najbogatszym przedsiębiorstwom w UE. ETS to narzędzie wykluczenia konkurencji z krajów biedniejszych. Czyżby chodziło więc o dalsze pogłębianie różnic w UE i podzielenia UE na trwale na Unię dwóch szybkości?
Nowy ETS ma obniżać corocznie poziom uprawnień o 2,2% i stopniowo zlikwidować korzystanie z możliwości list związanych z carbon leakage. Co to oznacza dla poszczególnych sektorów przemysłu?
Popatrzmy na przemysł chemiczny, gdzie już obecnie osiągane rezultaty są o wiele lepsze niż w krajach pozaunijnych. Nie wszędzie zatem postęp technologiczny da się zadekretować. Ten przemysł upadnie lub przeniesie się do innych krajów, tak jak to zaczął robić przemysł cementowy. Poziom emisji mógłby być rozpatrywany w odniesieniu do benchmarków w poszczególnych sektorach przemysłu z zachowaniem ich specyfiki. Benchmark w przemyśle stalowym jest z pewnością inny, niż w wytwarzaniu energii elektrycznej, czy przemyśle chemicznym bądź rafineryjnym, papierniczym itp.
W tym momencie dochodzimy do obaw zgłaszanych m.in. przez polski rząd, który mówi o cenach energii, jako wypadkowej zaproponowanych rozwiązań pakietu klimatycznego na lata 2020-2030, bo jak widać proponowany pakiet to zahamowanie rozwoju przemysłu krajów biedniejszych, w tym Polski.
Oczywiście wcale to nie oznacza, że nie chcemy obniżać emisji CO2, tylko obniżajmy ją rozsądnie, inwestując w nowoczesne rozwiązania technologiczne i to nie tylko w te gałęzie, które są objęte ETS, ale i te poza ETS. Obniżajmy np. emisję w miastach, zwiększajmy energooszczędność.
Zachętą do takich inwestycji jest np.: tegoroczna nagroda Nobla w dziedzinie fizyki za wynalezienie niebieskich diod. Ludzkość zużywa 25% energii w postaci prądu elektrycznego. Jeżeli porównamy oświetlenie tradycyjną żarówką w stosunku do diody, to z jednego Watta uzyskamy z diody o 1250% więcej oświetlenia niż z tradycyjnej żarówki.
Wbrew obiegowym opiniom, Polska, choć opiera swoją energię na węglu kamiennym i brunatnym, nie jest w UE największym emitentem C02 na głowę mieszkańca. Wyprzedzają ją Luksemburg, Niemcy, Holandia, Belgia. Polska jest dopiero na siódmym miejscu w tym rankingu.
Nie należy ukrywać, że większość państw UE popiera zaproponowane rozwiązania klimatyczne. Trochę inaczej ma się sprawa z organizacjami pozarządowymi, które z poprawności politycznej oficjalnie popierają pakiet, ale w swoich uwagach szczegółowych zgłaszają szereg zastrzeżeń, co do konkretnych rozwiązań, co prowadzi do wniosku, że w zasadzie są przeciwne pakietowi w formie przedłożonej przez Radę Europejską.
Z grona państw UE Polska nawołuje do przyjęcia takich rozwiązań, które nie wpłyną na podwyższenie cen energii. Miejmy nadzieję, że stanowisko Polski zostanie wsparte przez kraje, które stawiają na rozwój przemysłu. Można zadać pytanie, po co UE tak się spieszy z pakietem klimatycznym, który ma być przyjęty do realizacji za ponad pięć lat? Czy nie można poczekać, aby nowa KE wypowiedziała się w tej sprawie, a także poczekać na konkretne propozycje pozaunijnych, rozwiniętych przemysłowo krajów świata i dopiero potem przeprowadzić solidną dyskusję w ramach UE?
Janusz Luks
dyrektor zarządzający Central Europe Energy Partners
WięcejNajnowsze
WięcejNajpopularniejsze
WięcejPolecane
WięcejW obiektywie
Budma barometrem polskiego budownictwa
Międzynarodowe Targi Budownictwa i Architektury Budma od wielu lat stanowią miejsce, w którym można najdokładniej zapoznać się z aktualną koniu...
VII Konferencja Przemysłu Chemii Budowlanej: mocny rozwój branży, choć możliwe spowolnienie
Sytuacja rynkowa, legislacja, nowości technologiczne, usługi dla branży to tematy, które złożyły się na program VII Konferencji Przemysłu Chemi...
Jubileuszowa edycja Kompozyt - Expo
W Krakowie odbyła się 10 edycja targów Kompozyt – Expo. W jej trakcie polscy i europejscy liderzy branży kompozytowej mieli okazję do prz...
Nowe trendy na targach Symas
Odbywające się 14-15 października br. Międzynarodowe Targi Obróbki, Magazynowania i Transportu Materiałów Sypkich i Masowych SYMAS okaza...