Chemia i Biznes

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej "Polityce prywatności Cookies"

Rozumiem i zgadzam się

Konfiguracja makiety

Niełatwy czas w branży nawozowej

Data publikacji: 2018-09-25

Ostatnie kwartały są trudnym czasem na rynku nawozowym, co jest szczególnie mocno odczuwalne po stronie producentów.

O sytuacji na rynku nawozowym w naszym kraju w 2017 r. i pierwszym półroczu tego roku opowiada w rozmowie z „Chemia i Biznes” Piotr Zarosiński, dyrektor jednostki biznesowej Nawozy w Grupie Azoty: – Pogoda jest czynnikiem, który w ostatnich miesiącach odgrywał na polskim rynku ogromną rolę. Warunki atmosferyczne, szczególnie w drugiej połowie ubiegłego roku, negatywnie określały przebieg zbiorów zbóż i terminy zasiewów upraw ozimych. Deszczowa jesień i związane z tym opóźnienia w terminach zasiewów upraw ozimych wpłynęły na nieznacznie mniejszy obszar ich zasiewów – przekonuje dyrektor Grupy Azoty.

Jak dodaje, z uwagi na fakt, iż jesienią padało w większości regionów, to rolnicy po prostu nie zdążyli zebrać wszystkich swoich plonów, a ponadto nie zdążyli zasiać nowych. Taka zaś sytuacja od razu determinuje zużycie nawozów. Zboża siane wiosną wymagają bowiem mniejszej ilości nawozów niż zboża, które sieje się jesienią. Jeśli jesienią rolnicy nie zasieją np. rzepaku, to muszą posiać zboże jare, a to będzie się wiązało z mniejszym wykorzystaniem nawozów.

– Drugi czynnik wpływający na koniunkturę w branży to narastający poziom zapasów nawozów u dystrybutorów. Pojawienie się w ostatnich latach kilku niekorzystnych czynników na rynku spowodowało odłożenie się większej niż zwykle ilości nawozów w sieci autoryzowanych dystrybutorów. Jest tak, gdyż z jednej strony polscy producenci zaopatrują krajowy rynek, a z drugiej strony na tym rynku bardzo mocno wzrasta import. W ciągu ostatnich pięciu lat import do Polski niektórych typów nawozów wzrósł nawet o 100%. Jest to konsekwencja tego, iż firmy europejskie w ostatnich latach bardzo mocno rozbudowały swoje moce wytwórcze. Mowa nie tylko o przedsiębiorstwach z krajów leżących blisko nas, ale także np. z Turcji – wyjaśnia przedstawiciel Grupy Azoty.

Co to dokładnie oznacza?

- Otóż ci przykładowi tureccy producenci podpisali kontrakty np. z niemieckimi lub włoskimi odbiorcami. W efekcie niemieccy lub włoscy producenci nie są już w stanie u siebie uplasować własnego asortymentu, bo mają konkurencję turecką, więc szukają możliwości sprzedaży w Polsce, czyli na trzecim największym rynku w Europie. Szczególne nasilenie takiej sytuacji mieliśmy właśnie w 2017 r. Trafiały do nas nawozy azotowe z Wielkiej Brytanii, z Francji, a to się wcześniej nie zdarzało. Oprócz tego mamy bardzo duży import nawozów ze Wschodu i to niekoniecznie z Rosji, ale także z Białorusi i Litwy. Również jeden z węgierskich producentów bardzo aktywnie poczyna sobie w naszym kraju. Wszyscy ci wytwórcy mają atrakcyjną politykę cenową. Nie mówię już o tym, że jak zawsze mocna na naszym rynku jest norweska Yara. Zatem cechą ostatnich miesięcy jest nasilona konkurencja ze strony zagranicznych producentów. Dodatkowo rewolucja łupkowa i niskie ceny gazu sprawiły, że niektóre kraje stały się eksporterami w branży nawozowej. Najlepszym tego przykładem są Stany Zjednoczone, które kilka lat temu sprowadzały do siebie duże ilości nawozów, a teraz sprzedają je na zewnątrz. To wszystko wpływa zaś na bilans światowy. Ponieważ jesteśmy jednym z największych rynków rolnych w Europie, a Grupa Azoty jest jednym z największych nawozowych producentów na naszym kontynencie, to sytuacja globalna ma przełożenie na to, co się u nas dzieje – podkreśla Piotr Zarosiński, dyrektor jednostki biznesowej Nawozy w Grupie Azoty.

Opowiada on także o tym, jak na przestrzeni 2018 r. zachowują się ceny nawozów sztucznych. Jak twierdzi, zwykle wiosną, bezpośrednio przed aplikacją, nawozy drożały i taka była praktyka przez lata. Natomiast aktualnie panuje nadpodaż, a dodatkowo produkcja roślinna się obniżyła, bo w Europie była zła pogoda, więc brakowało chęci zakupowych po stronie rolników. Z tego względu producenci starali się nie podwyższać cen. Tym samym na terenie Europy mieliśmy w pierwszych miesiącach tego roku do czynienia z dość stabilnymi cenami nawozów z niewielką tylko tendencją wzrostową. Ceny nawozów to oczywiście pochodna cen surowców, z których są one produkowane. Koszty surowców i dostęp do nich określają konkurencyjność producentów.

– W Polsce własnych surowców, oprócz siarki, nie mamy, bo jak wiadomo gaz ziemny i fosforyty musimy sprowadzać z zewnątrz. W produkcji azotowej, pomimo tego, że ceny gazu są nadal wysokie, udaje nam się zbliżać powoli do poziomu cenowego, jaki za gaz ponosi Yara. Oczywiście Norwegowie wciąż płacą mniej, ale nie jest to już tak wielka różnica jak dawniej. Z powodzeniem konkurujemy z producentami z terenu UE. Natomiast konkurencja z produktami pochodzącymi np. z Rosji, Bliskiego Wschodu lub Afryki Północnej jest już bardzo trudna. Wygrywamy nadal jakością i innymi niż cenowe elementami polityki handlowej, ale konkurencja jest bardzo silna. Marże, które uzyskujemy są niższe niż moglibyśmy uzyskiwać, gdyby konkurencji wschodniej, albo z Afryki Północnej nie było. Reasumując zatem, rok 2017 był bardzo trudny, ale ostatecznie udany. Negatywne czynniki jeszcze nie zdążyły odcisnąć bardzo mocno swojego piętna, pomimo iż niepokojące tendencje było można dostrzec już od jesieni – podsumowuje Piotr Zarosiński.


nawozyGrupa Azoty

Podoba Ci się ten artykuł? Udostępnij!

Oddaj swój głos  

Średnia ocen 0/5 na podstawie 1840 głosów

Dodaj komentarz



WięcejW obiektywie