Chemia i Biznes

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej "Polityce prywatności Cookies"

Rozumiem i zgadzam się

Konfiguracja makiety

Dyrektor Arysta LifeScience: rynek ŚOR jest pełen wyzwań

Data publikacji: 2015-04-20

Rynek środków ochrony roślin w Polsce jest dość stabilny. Wahania we wzrostach sprzedaży nie przekraczają 5-7% rocznie. W zależności od różnych źródeł i tego, czy jest liczony w oparciu o obszar dystrybucji, czy ostatecznego odbiorcy wart jest 2,7-3 mld zł – mówi Adam Słowiński, dyrektor marketingu i rozwoju w firmie Arysta LifeScience Polska.

W rozmowie z „Chemia i Biznes”, przedstawiciel Arysta LifeScience Polskaprzyznaje, że rynek środków ochrony roślin w Polsce Cechuje się tym, iż jest bardzo hermetyczny, gdyż wszystkie produkty, które mogą być sprzedawane podlegają rejestracji i wielu zezwoleniom wydawanym przez urzędy europejskie i ministerstwo rolnictwa Niestety jest to żmudny i kosztowny proces trwający czasem nawet 5 – 7 lat. To czas potrzebny, by dany produkt wprowadzić na rynek. Licząc wartość polskiego rynku środków ochrony roślin w przeliczeniu na hektar ziemi uprawnej, widać, że do najbardziej rozwiniętych krajów, czyli Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii dużo nam brakuje. Przypada na nas mniej więcej jedna czwarta tego, co jest udziałem wspomnianych państw.

- Proporcje te raczej się nie zmienią, bo w stosunku do Zachodu nasze rolnictwo jest bardzo rozdrobnione. Większość popytu jest generowana w bardzo dużych gospodarstwach, które są wprawdzie jednymi z większych w Europie, ale przypadająca na nie intensywność produkcji jest znacznie mniejsza. Istnieje w naszym kraju ponad 2 mln gospodarstw rolnych, ale większość z nich produkuje na własne potrzeby, a nie na rynek – ocenia Adam Słowiński. - Taki rolnik nie jest zaś w stanie wydawać tak dużych pieniędzy na środki ochrony roślin, jak ma to miejsce na Zachodzie, bo mu się to nie opłaca. Tylko w przypadku dużych gospodarstw, które inwestują w intensywność i jakość produkcji, wydatki są porównywalne – dodaje dyrektor spółki Arysta LifeScience

Z jego wyliczeń wynika, że w Europie Środkowej i Wschodniej jesteśmy największym rynkiem. Na przykład w uprawie pszenicy średnio na środki ochrony roślin rolnicy w Polsce wydają około 30 euro na hektar, we Francji 120 euro na hektar, a w Rosji tylko 10 euro na hektar. Jednocześnie polski rynek środków ochrony roślin charakteryzuje przewaga firm oferujących wyroby zagranicznych producentów. Chcąc bowiem sprzedawać omawiany produkt, potrzebne są bardzo duże inwestycje, głównie w dokumenty rejestracyjne, które muszą potwierdzić bezpieczeństwo stosowania produktów dla środowiska i konsumenta. Na podstawie tego typu dokumentacji rejestracyjnej środek jest najpierw dopuszczony do obrotu na poziome UE, a dopiero potem może być lokalnie rejestrowany w poszczególnych państwach. Wydatek takiej dokumentacji to rząd wielkości 10 mln euro. Jest to zatem ogromna bariera wejścia na rynek.

- Od pewnego czasu nasza branża zmaga się z podrabianiem produktów. W zależności od produktu, producenta i regionu dane wskazują, że fałszerstwa stanowią nawet 15% całego rynku. W większości przypadków chodzi o przemyt z zagranicy. Takie nieoryginalne produkty sprzedawane są na stosunkowo małą skalę, jednak rolnik, który ma do wyboru źródło legalne, ale trzykrotnie droższe, często sięga po to nielegalne. Rzecz dotyczy głównie produktów wysokomarżowych o dużej wartości dodanej i wciąż objętej patentami. W momencie, gdy mówimy bowiem o produktach generycznych, na które patent wygasł, to różnice w cenie nie są już tak duże – opowiada Adam Słowiński.

Dodaje również, że 2014 r. przyniósł fantastyczną pogodę dla rolnictwa. W jego trakcie notowano bardzo wysokie plony praktycznie wszystkich gatunków, począwszy od zbóż, poprzez warzywa i owoce, które to spowodowały wyraźny spadek cen na produkty rolne.

- Każdy rok jest jednak inny, dlatego trudno prognozować, co przyniesie 2015 r. Mamy przecież kilka kategorii środków ochrony roślin. To fungicydy, które służą do walki z chorobami nasilającymi się wiosną, obfitującą w dużą ilość opadów i w deszczowe lato. W minionym roku rolnicy mieli do wykonania mnóstwo zabiegów fungicydowych i ten rynek wzrastał. Następnie herbicydy do walki z chwastami, które najczęściej trzeba zwalczać, gdy rok jest deszczowy, a wiosna długa. Tak było w 2014 r., więc popyt na te kategorie istniał. Są wreszcie insektycydy zwalczające wszelkiego rodzaju szkodniki pojawiające się, gdy jest
sucho i ciepło. Ubiegły rok taki nie był, więc i sprzedaż tej kategorii była słabsza.

Inny element kształtujący rynek to zasobność rolników. Im lepsza i stabilniejsza sytuacja na rynku rolniczym, tym chętniej rolnik sięga po droższe technologie przynoszące lepszej jakości plony. Przypuszczam, że 2015 r. może być w niektórych gałęziach rolnictwa słabszy, gdy mowa o sprzedaży środków ochrony roślin. Ta uwaga dotyczy zwłaszcza sadownictwa i warzywnictwa. Są to gałęzie najsilniej dotknięte rosyjskim embargiem. Spodziewam się zatem, że sadownicy będą sięgali po najprostsze środki ochrony roślin i produkty generyczne, które po prostu są tańsze. Wartość rynku może być zatem mniejsza – twierdzi Adam Słowiński, dyrektor marketingu i rozwoju w firmie Arysta LifeScience Polska.


środki ochrony roślinArysta LifeScience

Podoba Ci się ten artykuł? Udostępnij!

Oddaj swój głos  

Średnia ocen 0/5 na podstawie 1106 głosów

Dodaj komentarz



WięcejW obiektywie