Data publikacji: 2016-01-26 / Autor: Dominik Wójcicki
W 2015 r. MŚ zapowiedziało, że wkrótce ruszy pilotażowy projekt inwentaryzacji, oszacowania ryzyka dla środowiska oraz możliwości wydobycia zatopionej w Morzu Bałtyckim broni chemicznej.
Problem dotyczy poniemieckiej broni z czasów II Wojny Światowej. Zalegające od ponad 60 lat na dnie Bałtyku toksyczne odpady stanowią jedno z największych wyzwań w kontekście bezpieczeństwa chemicznego naszego kraju. Cieszyć może za to fakt, że sprawy się nie bagatelizuje, ale poświęca się jej naprawdę dużo uwagi.
- Z problemem broni chemicznej zatopionej w Bałtyku musimy sobie poradzić, jednak nie jest to tylko polski problem, ale też duński i szwedzki. Oczywiście nie jest to ryzyko występujące już obecnie, ale ryzyko potencjalne. Jednak zagrożenie, czyli miejsce zatopienia broni powinno być rozpoznane i zidentyfikowane. W tej chwili rozpoczynamy tworzenie specjalnego konsorcjum, którego liderem zostanie Akademia Marynarki Wojennej. Celem będzie inwentaryzacja broni oraz sprawdzenie metod jej unieszkodliwiania. Wiemy, gdzie jej szukać. Liczę, że staniemy się ekspertem w tej dziedzinie, jeśli chodzi o państwa leżące nad Bałtykiem. Mamy już wstępne rozpoznanie technologii, m.in. tych posiadanych przez firmę Kobe Steel Corporation, która za pomocą technik plazmowych dokonuje neutralizacji środków chemicznych. Po pieniądze będziemy się zwracać do Komisji Europejskiej i pierwsze rozmowy w tej kwestii były już prowadzone – powiedział we wrześniu minionego roku na konferencji prasowej poświęconej problemowi broni chemicznej w polskim morzu Maciej Grabowski, ówczesny minister środowiska.
Wojenne pozostałości
Historia, w wyniku której na dnie polskiego morza znalazła się śmiercionośna broń to materiał na dobry scenariusz filmowy. Produkowana była ona m.in. jako jedna z ostatnich nadziei na odwrócenie przez Niemcy losów przegrywanej przez siebie wojny, jednak przywódcy III Rzeszy nie odważyli się jej wykorzystać. Być może dlatego, że obawiali się dokładnie tego samego odwetu ze strony aliantów. Istnieją relacje, że Adolf Hitler, sam ranny w ataku chemicznym w trakcie I WŚ, panicznie bał się tego typu broni. Nie zmieniło to jednak faktu, że wprawdzie nieużyta, to jednak po wojnie stała się broń chemiczna ogromnym kłopotem.
Już w trakcie konferencji w Poczdamie w 1945 r., na której spotkali się przywódcy koalicji antyhitlerowskiej ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Związku Sowieckiego ustalono, że to te trzy mocarstwa biorą na siebie obowiązek zniszczenia wszelkiego uzbrojenia, amunicji i chemicznych środków rażenia będących w posiadaniu Wehrmachtu.
Skala wyzwania była potężna, bo w chwili zakończenia wojny Niemcy posiadały broń chemiczną w ilości 300 tys. ton. Dla porównania pierwsza bomba atomowa zrzucona przez Amerykę na Japonię ważyła raptem 4 tony. Zdecydowano, że cały pozostawiony arsenał zostanie zatopiony w oceanach na głębokości 1000 metrów. Wytypowano m.in. pobliże Wysp Owczych na Atlantyku.
Nie był to nowy sposób radzenia sobie z bojowymi ładunkami chemicznymi, bo podobne działania, choć w mniejszym zakresie, były podejmowane od czasu zakończenia I WŚ. Warto zresztą wiedzieć, że obecnie w oceanicznych głębinach znajduje się ponad milion ton amunicji chemicznej.
Szczegółowo udokumentowanych jest 127 miejsc skrywających zatopioną broń chemiczną, w ponad połowie przypadków amerykańską. A to tylko dane o zrzutach, które zostały zweryfikowane. Dzisiaj oczywiście mało kto uznaje topienie broni chemicznej za działanie rozsądne, gdyż problem od strony technicznej można byłoby rozwiązać inaczej, np. sięgając po bezpieczniejszą metodę pirolizy beztlenowej w specjalnych wysokotemperaturowych piecach plazmowych. 70 lat temu tej metody jednak nie znano, w efekcie czego problem złożono na barki przyszłych pokoleń. Aktualnie wśród proponowanych wariantów neutralizacji broni chemicznej wskazuje się także m.in. użycie srebra jako katalizatora do rozkładu fosforoorganicznych środków trujących oraz użycie rutenu jako katalizatora do rozkładu chlorowcopochodnych środków trujących. Oprócz tego naukowcy zwracają uwagę na możliwość pokrycia wskazanych miejsc warstwą betonu, jak miało to miejsce w Czarnobylu, ewentualnie reakcję rozkładu z odkażalnikami lub spalenie chemikaliów w łuku plazmowym.
Stan wiedzy
Wiadomo, że w Bałtyku zgromadzone jest w tej chwili 40 tys. ton broni chemicznej, w tym 12-13 tys. ton bojowych środków trujących. To dużo, jeśli weźmiemy pod uwagę, że po zakończeniu II WŚ globalne zapasy broni chemicznej oceniano na ok. 500 tys. ton.
Już w 1945 r. w cieśninie Mały Bełt Brytyjczycy zatopili 69 tys. ton pocisków artyleryjskich i 5 tys. ton bomb (mowa o łącznej masie zatopionych ładunków, na które składają się nie tylko chemikalia). Rok później Amerykanie w Cieśninach Duńskich zatopili 42 okręty z ładunkiem 130 tys. ton amunicji chemicznej. Z kolei rosyjska marynarka wojenna zatapianie na wschód od Bornholmu prowadziła w drugiej połowie 1947 r. Już w sierpniu tego samego roku morze wyrzuciło na brzeg Bornholmu drewniane skrzynie zawierające amunicję. Na wieść o tym wydano rozkaz strzelania do dryfujących skrzyń.
Do września 1947 r. do zatapiania amunicji korzystano z czterech statków, trzech niemieckich i jednego radzieckiego. Dziennie zatapiano około 200–300 ton amunicji chemicznej. Wiadomo też, że na początku lat 50. ubiegłego wieku na niemieckich wodach Bałtyku NRD i ZSRR zatopiły w pobliżu wybrzeża 65 tys. ton bojowych środków trujących. W 1962 r. marynarka NRD w ramach operacji Hanno zatopiła w pobliżu głównego składowiska w Basenie Bornholmskim starą drewnianą barkę wypełnioną chemicznymi środkami bojowymi. 10 lat później marynarka doniosła, że całość amunicji uległa korozji, pęknięciu lub opróżnieniu oraz że chemiczne środki bojowe obecne są na dnie morskim w postaci brył. Podejrzewa się, że Niemcy pozbywali się części broni chemicznej z magazynów III Rzeszy jeszcze w latach 70., gdyż pewne ilości amunicji wykryto zbyt późno, by zatopić ją w ramach operacji prowadzonych w latach 40. i 50. W 1977 r. doniesiono o zatopieniu ponad 500 tys. pocisków zawierających chemiczne środki bojowe. Ponadto już na początku lat 90. Rosja spuściła na dno olbrzymi arsenał broni magazynowanej dotychczas w swoich bazach wojskowych na Łotwie i w Estonii, w szczególności w łotewskim porcie Lipawa.
Gdzie znajduje się zatopiona broń chemiczna?
Zbadane już bałtyckie składowiska obejmują Głębię Gotlandzką, Głębię Bornholmską i Skagerrak. Lokalizacje te nie dziwią, gdyż to najgłębsze miejsca znajdujące się w pobliżu portów niemieckich w Peenemünde i Wolgast, z których amunicja wypływała.
Zagrożony obszar Głębi Gotlandzkiej obejmuje ok. 1,5 tys. km2 i broń jest tu zgromadzona w dużym rozproszeniu. Obszar Głębi Bornholmskiej to ok. 150 km2 i znacznie większe skomasowanie istniejących ładunków, przy czym region ten uznano za ekologicznie poważnie zagrożony. Z kolei w rejonie Skagerraku bojowe środki trujące zatopione zostały we wrakach statków, co oznacza, że jest to najbardziej skoncentrowane potencjalne źródło broni chemicznej. Na szczęście z uwagi na stosunkowo optymalny sposób zatopienia i znaczną głębokość miejsca, zagrożenie ekologiczne w tym rejonie jest najmniejsze.
W Polskiej Wyłącznej Strefie Ekonomicznej, czyli obszarze na Morzu Bałtyckim, który przylega do naszych wód terytorialnych wskazanych zostało pięć rejonów zatopienia broni chemicznej. To okolice Bornholmu (zatopienie na głębokości ok. 70-105 m), Dziwnowa (10-12 m), Kołobrzegu (65 m), Darłowa (90 m) oraz Helu (105 m). Jednak największym, choć to informacja jeszcze nie do końca zweryfikowana, rejonem na polskich wodach ma być Głębia Gdańska, skrywająca amunicję z iperytem siarkowym.
Jak duże jest zagrożenie?
W kontekście opisywanego problemu nie tyle ważne jest właściwe opisanie zjawiska, co odpowiedź na pytanie, co z zalegającą w Bałtyku bronią robić? Jednomyślnej odpowiedzi nie ma, bo przede wszystkim brakuje pewnej wiedzy odnoszącej się do skutków podjęcia bądź zaniechania jakichkolwiek działań.
W połowie lat 80. Dania rozpoczęła operację Pegasus mającą ma celu wyłowienie i zniszczenie amunicji zatopionej wokół Bornholmu. Działań tych szybko jednak zaprzestano z uwagi na koszty, ryzyko związane z bezpieczeństwem oraz sprzeciw opinii publicznej.
11 lat temu podczas posiedzenia sejmowej Komisji Ochrony Środowiska poświęconej podejmowanej tematyce prof. Zygfryd Witkiewicz, chemik z Wojskowej Akademii Technicznej, opowiadał o swoim uczestnictwie w konferencji naukowej w Moskwie. Przywołał wystąpienie jednego z rosyjskich generałów specjalizujących się w zastosowaniu broni chemicznej. Ów rosyjski oficer miał powiedzieć, iż „amunicja chemiczna, która jest zatopiona w Bałtyku, może spowodować katastrofę ekologiczną większą niż katastrofa, która była po wybuchu reaktora w Czarnobylu”
Wprawdzie prof. Witkiewicz podkreślił, że osobiście nie podziela tej opinii i uważa, że jest ona przesadzona, to jednak tak naprawdę nie wiadomo, w jakim stanie znajduje się rzeczona broń. Istniały prognozy i symulacje mówiące, że środki trujące mogą wydzielać się z amunicji chemicznej nawet 300 lat po jej zatopieniu, a wydzielanie się tych środków w większych ilościach może rozpocząć się po ok. 50 latach. Gdyby tak było, to ten proces już by trwał. Naukowiec wspomniał też o ciekawym, lecz w istocie budzącym zmartwienie przykładzie. Otóż eksperci zbadali wyłowiony w 1997 r. przez kuter rybacki fragment zbrylonego iperytu. Okazało się, że bryła nie składała się już tylko z zatopionej substancji, ale też produktów przemiany iperytu. Wytworzyły się w niej związki chemiczne, które mogą być bardziej toksyczne od samego iperytu. Zidentyfikowano dwie substancje dotychczas zupełnie nieopisane w literaturze chemicznej. Nie wiadomo jednak jakie są ich właściwości, gdyż państwo nie chciało finansować dalszych badań. Oceniono, iż doba rejsu statku, który mógłby wyłowić kilka kolejnych sztuk przeznaczonych do badania brył to koszt 10 tys. dolarów i Komitet Badań Naukowych, jako naczelny organ administracji rządowej do spraw polityki naukowej i naukowo- technicznej, nie wyraził zgody na przekazanie pieniędzy na wspomniany cel.
Na szczęście od 2004 r. poziom wiedzy jest w Polsce większy, co nie oznacza, że znaleziono właściwe rozwiązanie, co robić.
CAŁY ARTYKUŁ ZNAJDĄ PAŃSTWO W NR 6/2015 "CHEMII I BIZNESU". ZAPRASZAMY
WięcejNajnowsze
WięcejNajpopularniejsze
WięcejPolecane
WięcejW obiektywie
Budma barometrem polskiego budownictwa
Międzynarodowe Targi Budownictwa i Architektury Budma od wielu lat stanowią miejsce, w którym można najdokładniej zapoznać się z aktualną koniu...
VII Konferencja Przemysłu Chemii Budowlanej: mocny rozwój branży, choć możliwe spowolnienie
Sytuacja rynkowa, legislacja, nowości technologiczne, usługi dla branży to tematy, które złożyły się na program VII Konferencji Przemysłu Chemi...
Jubileuszowa edycja Kompozyt - Expo
W Krakowie odbyła się 10 edycja targów Kompozyt – Expo. W jej trakcie polscy i europejscy liderzy branży kompozytowej mieli okazję do prz...
Nowe trendy na targach Symas
Odbywające się 14-15 października br. Międzynarodowe Targi Obróbki, Magazynowania i Transportu Materiałów Sypkich i Masowych SYMAS okaza...