Chemia i Biznes

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej "Polityce prywatności Cookies"

Rozumiem i zgadzam się

Konfiguracja makiety

Bezpieczni energetycznie, silniejsi biznesowo

Data publikacji: 2014-10-23

Polska energetyka potrzebuje inwestycji w nowe moce wytwórcze. Ich brak, w połączeniu z planowanym wycofaniem starych mocy, może bowiem spowodować, że w przyszłości nie będziemy mogli w pełni pokryć zapotrzebowania na energię, a to wiązałoby się z wielkimi problemami. Także sytuacja międzynarodowa wymusza troskę o stałe monitorowanie poziomu bezpieczeństwa energetycznego, co ma również znaczenie w kontekście możliwości rozwojowych przemysłu chemicznego.

Ponieważ decyzje co do zaangażowania kapitału w sektor energetyczny są w coraz większym stopniu, poprzez system zachęt i narzędzi, stymulowane przez rządy, a nie sygnały płynące z konkurencyjnych rynków (w wielu państwach to właśnie władze publiczne mają bezpośredni wpływ na inwestycje w sektorze energii, np. poprzez zachowanie własności – ponad 70% światowych zasobów ropy i gazu oraz kontrolowanie niemal połowy globalnej produkcji energii elektrycznej odbywa się za pośrednictwem spółek skarbu państwa), to celem prowadzonej także przez nasze państwo polityki energetycznej musi być tworzenie warunków dla stałego rozwoju sektora, który to z kolei zaspokoi potrzeby energetyczne nie tylko gospodarstw domowych, ale i przedsiębiorstw. W Polsce pod tym względem wciąż jednak jest bardzo wiele do zrobienia, a czasu na wykonanie tych prac coraz mniej. Największe spółki należące do Skarbu Państwa są wprawdzie na etapie realizacji fundamentalnych inwestycji dla bezpieczeństwa energetycznego kraju, ale kreślone przez rząd plany, iż nasz kraj oprócz wytwarzania energii na własne potrzeby miałby być także jej eksporterem, wydają się być w dalszym ciągu mało realne.

W tej chwili najważniejsze projekty, w które są zaangażowane państwowe firmy, to budowa przez PGE, Tauron i Eneę nowych elektrowni, których ukończenie oznaczać będzie oddanie do użytku bloków o łącznej mocy 5 tys. MW, czyli ok. 13% polskiego zapotrzebowania na moc. W Świnoujściu powstaje pierwszy w kraju terminal LNG, a w Gdańsku terminal naftowy. Łącznie do końca dekady inwestycje w energetykę, będące udziałem spółek SP, mają sięgnąć ok. 60 mld zł. Efektem ma być zyskanie nowych mocy wytwórczych oraz możliwości realnej dywersyfikacji dostaw gazu. Gdyby wszystko się powiodło, wówczas w perspektywie średnioterminowej szanse, iż Polska dołączy do grona państw zajmujących się międzynarodowym handlem ropą naftową, paliwami i produktami chemicznymi byłyby z pewnością wyższe.

Charakteryzując obecną sytuację w poszczególnych obszarach rodzimego sektora energetycznego widać, że zarówno w elektroenergetyce, jak i segmencie gazowym, paliwowym, na rynku węgla oraz w ciepłownictwie pracy jest co niemiara. Opracowana w Ministerstwie Gospodarki strategia dotycząca polityki energetycznej Polski do 2030 r. wskazała podstawowe kierunki działań, którymi są: poprawa efektywności energetycznej, wzrost bezpieczeństwa dostaw paliw i energii, dywersyfikacja struktury wytwarzania energii elektrycznej poprzez wprowadzenie energetyki jądrowej, rozwój wykorzystania odnawialnych źródeł energii (w tym biopaliw), rozwój konkurencyjnych rynków paliw i energii, a także ograniczenie oddziaływania energetyki na środowisko.

Gaz
Wprawdzie w ostatnich latach dokonano modernizacji systemu gazowego poprzez budowę ok. 1 tys. km gazociągów przesyłowych, ok. 1,7 tys. km gazociągów dystrybucyjnych oraz rozbudowano pojemności magazynowe o 1 mld m3, to jednak skala potrzeb w krajowym przemyśle gazowym jest wciąż olbrzymia. Obecnie sieć gazociągów przesyłowych wynosi łącznie 10 077 km. Blisko dwie trzecie z tej długości jest jednak użytkowane dłużej niż 26 lat. Dla porównania tylko 337 km (3,3%) liczy sobie mniej niż pięć lat. Ponadto zaledwie ok. 9% gazociągów posiada średnicę większą niż DN 500 i tylko 7% jest dostosowane do pracy pod ciśnieniem 8,4 MPa, a obydwa te parametry są dzisiaj normą.

W 2013 r. krajowe wydobycie gazu ziemnego wyniosło 4,469 mld m3 (w przeliczeniu na gaz ziemny wysokometanowy), co stanowiło ok. 27,4% krajowego bilansu dostaw gazu ziemnego. Całkowity import gazu do Polski wyniósł natomiast 11,818 mld m3. Największe ilości „błękitnego paliwa” sprowadzamy oczywiście z kierunku wschodniego (w tym poprzez gazociąg Jamał – Europa) – 9,114 mld m3. Resztę z Niemiec (2,149 mld m3) oraz Czech (553,41 mln m3.). Eksportujemy śladowe ilości rzędu 87,18 mln m3. Już tylko to wyliczenie pokazuje, że nie ma pilniejszego zadania zapewniającego bezpieczeństwo energetyczne niż dywersyfikacja źródeł i kierunków. Stąd też takiego znaczenia nabiera sprawa budowy gazoportu w Świnoujściu.

 

Niestety od dawna kwestia ta się przedłuża. Wpierw termin wyznaczony był na 2013 r., choć decyzja o budowie gazoportu została podjęta jeszcze w 2006 r. i w 2008 r. została uznana za inwestycję strategiczną dla Polski, ale potem do 2011 r. czekała na faktyczne wejście w życie. W marcu ubiegłego roku ówczesny minister skarbu państwa Mikołaj Budzanowski, wizytując w Świnoujściu miejsce inwestycji utrzymywał, że projekt zakończy się w połowie 2014 r. i na przełom czerwca i lipca wyznaczył rozruch techniczny oraz moment przybycia pierwszego statku z katarskim gazem. Jak wiadomo i z tego terminu nic nie wyszło, a co więcej, w ubiegłym roku strona polska musiała zwiększyć wynagrodzenie dla włoskiego wykonawcy o blisko 300 mln zł i pogodzić się z przesunięciem daty ukończenia inwestycji.

W lipcu tego roku zarząd spółki Polskie LNG, której zadaniem jest budowa i eksploatacja terminalu skroplonego gazu ziemnego, stanowiącego podstawę gazoportu zapewnił, że projekt na pewno będzie sfinalizowany na przełomie 2014 i 2015 r. i gazoport będzie gotowy do odbioru komercyjnych dostaw gazu w 2015 r. Zarząd spółki podsumował także zaawansowanie prac w budowie terminalu, twierdząc, że przekroczyło ono 90%. Wykonawca prowadził w tym momencie prace we wszystkich obszarach terminalu, równolegle w części morskiej i lądowej. Zakończył montaż wewnętrznych zbiorników, w których magazynowany będzie LNG oraz montaż kolumn nalewczych w zbiornikach, którymi LNG będzie wtłaczane do zbiorników. Trwał ponadto montaż i spawanie rurociągów technologicznych.

Na pierwszy rzut oka wszystko zatem mogłoby wydawać się być pod pełną kontrolą, tyle tylko, że niewiele wcześniej przed tymi zapewnieniami ujawniono rozmowę pomiędzy Andrzejem Parafianowiczem, byłym wiceministrem finansów, w owym momencie wiceprezesem zarządu PGNiG, a Sławomirem Nowakiem, posłem PO, w trakcie której, w kontekście uruchomienia gazoportu, padły słowa „oni teraz mówią o jesieni 2015, a na mieście mówią coś o 2017. (…) Ale tego się nie udaje ustalić”.

Problem jest więc ewidentny, bo jeszcze w tym roku do Polski zaczną płynąć pierwsze statki z Kataru ze skroplonym gazem. Bez terminalu nie będziemy w stanie tego gazu odebrać i najprawdopodobniej będzie on magazynowany w którymś z gazoportów Europy Zachodniej. Oczywiście za dostawy i tak jednak trzeba będzie się rozliczyć.

Dodatkowo, włoski wykonawca gazoportu realizuje wiele projektów i o znacznie większej wartości dla rosyjskiego Gazpromu. A jak wiadomo uruchomienie gazoportu uniezależnić ma Polskę właśnie od dostaw rosyjskich. Jeszcze w tym roku znane mają być wyniki planowej kontroli NIK dotyczącej budowy terminalu.

Przy okazji warto wiedzieć, że gazoport w projektowanej postaci i tak nie zaspokoi wszystkich potrzeb. Polskie LNG wykonało badanie rynku w zakresie zapotrzebowania na rozbudowę terminalu i świadczenie dodatkowych usług. Wykazało ono, że zapotrzebowanie w latach 2020 – 2029 kształtować się będzie w granicach 916-929 tys. m3/h. Obecnie terminal oferuje moc regazyfikacji w wysokości 570 tys. m3/h (4,993 mln m3), z czego 370 tys. m3/h zostało już zamówione przez PGNiG. Ponieważ moc regazyfikacji, która może być zaoferowana innym potencjalnym użytkownikom wynosi łącznie jedynie 200 tys. m3/h (1,75 mld m3), uzasadniona jest budowa w terminalu trzeciego zbiornika na LNG o pojemności 160 tys. m3 LNG i zwiększenie mocy regazyfikacji do 860 tys. m3/h.

Zaniechaniem strony polskiej w obszarze polityki gazowej jest też odejście od programu budowy gazociągu Baltic Pipe, za pomocą którego gaz z Norwegii przez Bałtyk miał być transportowany do Polski. Poza tym wciąż powodów do zadowolenia nie dają poszukiwania jego łupkowej postaci. Jesienią tego roku swoją rezygnację z dalszych prac w tym zakresie ogłosiła brytyjska spółka wydobywcza 3Legs Resources. Jako powód podała m.in. niezadowalające rezultaty starań oraz poinformowała, że w stosunku do oczekiwań gazu jest mniej i pomimo różnych zabiegów nie udało się osiągnąć poziomu wydobycia, który miałby komercyjne uzasadnienie. Dodatkowo zebrane w czasie prac dane wskazywać miały na brak większych nadziei na znaczący wzrost wydajności.


CAŁY ARTYKUŁ ZNAJDĄ PAŃSTWO W NR 5/2014 "CHEMII I BIZNESU". ZAPRASZAMY.



gaz ziemnyprzemysł chemicznyprawoenergetykaPolskie LNG

Podoba Ci się ten artykuł? Udostępnij!

Oddaj swój głos  

Średnia ocen 0/5 na podstawie 2474 głosów

Dodaj komentarz



WięcejW obiektywie